Przecier przecierowi nie równy
W naszym domu to mój mąż zajmuje się zakupami i przygotowywaniem obiadów. Wczoraj ugotował dla dzieci zupę pomidorową, przy której wszyscy kręcili nosami. Nie wydało mi się to dziwne, bo nasze dzieci nigdy nie chcą jeść zupy i codzienny obiad przebiega raczej w atmosferze niechęci. Spróbowałam jednak (ja jadam później) i stwierdziłam, że smak jest nie za bardzo.
Dziś była na obiad ta sama zupa. Zanim jednak wylądowała na talerzach powiedziałam mężowi, że nie za bardzo mu się udała i czy mógłby ją co nieco poprawić. Szanowny małżonek orzekł, że to wina braku soli i zupę należy po prostu przyprawić. Co też zrobił, spróbował i… stwierdził, że doda trochę przecieru.
Zaczęło się doprawianie i próbowanie. W końcu przybiegł do mnie do pokoju cały zaaferowany z pustym słoikiem po przecierze w ręku. Okazało się, że wczoraj nie mógł pójść do sklepu i gdy sąsiadka wychodziła, poprosił ją o kupienie przecieru pomidorowego. Nie zauważył, że przyniosła inny niż my używamy. Mąż ugotował zupę „na pamięć” i myślał, że wszystko jest OK. Jednak przecier przecierowi nie jest równy i zupa wyszła bez smaku.
Ot, i morał na przyszłość. Należy uważać, co się kupuje. A najlepiej samemu zrobić latem przecier pomidorowy i zamknąć w słoiczkach. Wtedy na pewno wiadomo, co się je. Niestety, nasz przecier się już skończył.