Wczoraj miałam ogromny apetyt na śledzika. Ale nie takiego typowego z octu, lecz na śledzika Lisnera. Mąż nie miał za bardzo ochoty wychodzić wieczorem z domu – oglądał sport w telewizji. Ubrałam się więc i poszłam sama na zakupy.
Wkrótce cel został zrealizowany, śledzik kupiony i skonsumowany.
Zostało opakowanie, które teraz zamierzam przedstawić.
Oto filety śledziowe w sosie śmietanowym.
Producent zachwala swój wyrób, umieszczając następujące hasła:
Ryba z Atlantyku
Sos na bazie naturalnych składników
Bez dodatku słodzików
Brzmi zachęcająco, nieprawdaż? Zobaczmy więc etykietę.
Składniki: 32% filety śledziowe (Dlupea harengus*), olej roślinny, woda, 9% śmietana, cebula, ogórek, cukier, jabłko, jogurt, sól spożywcza, ocet spirytusowy, żółtko jaja, gorczyca mielona, przyprawy, substancje zagęszczające: guma guar, guma ksantanowa, substancje konserwujące: sorbinian potasu, benzoesan sodu, aromat. *Obszar połowu: północno-wschodni Atlantyk (FAO 27)
Skład wyrobu nie wygląda już tak ciekawie. Sos śmietanowy z zagęszczaczami, substancje konserwujące… Przygotowując podobną potrawę w domu, można by ich uniknąć.
Muszę jednak ze wstydem przyznać się, że pokazywane filety w sosie śmietanowym bardzo mi smakowały. Mimo wszystko!